Analizy Maciej Baraniak 4873 wyświetleń

LEGO® Indiana Jones po latach – krótki przegląd

Jakiś czas temu napisałem tekst o starszych zestawach z Władcy Pierścieni, przy okazji „powrotu” serii. Nie jest to jednak jedyna linia, którą będziemy mogli ujrzeć pierwszy raz po dłuższej przerwie. Niedawno potwierdzono, iż w 2023 r. do sklepów trafią również nowe zestawy z motywem Indiany Jonesa. Czas więc przyjrzeć się dawnym produktom, które raczej nie były tak udane jak te z LoTRa.

Obecnie byłby to zwyczajny battlepack

Zacznijmy od tego, że zestawy z linii Indiany były niezwykle powtarzalne. Seria filmów zasłynęła dużą ilością akcji, która sprowadzała się głównie do różnej maści pościgów i tutaj to niestety widać. Większość setów składała się więc z jednego bądź dwóch pojazdów i kilku klocków udających jakąś formę otoczenia.

Żeby nie rzucać słów na wiatr, postanowiłem przeanalizować, ile takich setów się ukazało. Otóż na 16 wydanych zestawów z serii, 6 było skupionych na pościgu dwóch pojazdów, tudzież jakiejś formie ucieczki pojazdem mechanicznym, natomiast 3 inne zawierały jeden samolot bądź maszynę do cięcia drzew. Niestety, wyglądało to trochę jak obecne podejście do Ninjago, co chyba nie będzie pozytywnym skojarzeniem.

Pozostałe zestawy to – nazwijmy to tak – scenki rodzajowe. Raz wrzucono nam 4 figurki i parę elementów, abyśmy mogli odtworzyć sekwencję na pustyni z pierwszej części przygód Indy’ego, natomiast innym razem dano nam cmentarz pochodzący z czwartej odsłony. Takie zestawy były oparte na ciekawym pomyśle, ale chyba wszyscy się zgodzą, że najlepiej wypadły kopalniane wózki ze Świątyni Zagłady (7199). Tak kreatywnych pomysłów było jednak w cyklu jak na lekarstwo.

Ten zestaw to jednak wciąż prawdziwa perełka

Zresztą, pod kątem konstrukcyjnym też nie było zbyt dobrze. Zestawy składały się z małej ilości elementów, ale – w przeciwieństwie do LoTRa – tutaj było „czuć biedę”. Wszystko wyglądało pusto, a niekiedy wręcz prowizorycznie. Pomijając może pojazdy, bo te akurat prezentowały się solidnie, to zazwyczaj chciano nam dać jakieś elementy otoczenia, które składały się wyłącznie z kilku klocków. Jedynie wyobraźnia dziecka mogła te pomysły uratować…

Jednocześnie nie szczędzono nam dużych, solidnych części, więc mieliśmy do czynienia z pewnym paradoksem. Pod tym kątem warto przyjrzeć się zestawowi Pojedynek w dżungli (7624) – oto mamy zaledwie 90 elementów, które wyglądają naprawdę biednie – tutaj niby jakiś stolik, tam 3 mrówki na krzyż i ławeczka oraz… NAMIOT. Najwyraźniej łatwiej było dorzucić wielki, materiałowy namiot, aniżeli zadbać o ciekawszą budowę obozu. Co by jednak nie mówić, w dzisiejszych czasach takie dodatki to wciąż marzenie…

Teraz pewnie byśmy nie narzekali…

Warto jeszcze dodać, że całość serii była ratowana różnorodnością cen. Twórcy nigdy nie przeholowali z rozmiarem zestawów, tak więc były one stosunkowo tanie. Nawet jeśli ich wygląd nie powalał, to możliwość nabycia 4 figurek + kilkudziesięciu elementów za zaledwie kilka dyszek, wydawała się uczciwą ofertą.

Niestety, „biedny” wygląd to nie jedyny problem tej serii, gdyż innym, a może nawet ważniejszym w dzisiejszych czasach, był brak ciekawych figurek. To nie tak, że twórcy przygotowali paskudne nadruki, ale po prostu nie mieli do wyboru ciekawych postaci. Seria filmowa zawsze charakteryzowała się bohaterami „na jedną część”, tak więc nikomu nie chciało się specjalnie kupować danego setu tylko po to, aby dostać konkretnego figa. Nie mówiąc już o tym, że Indiana był tamtejszym Owenem swojej serii – dostawaliśmy go w każdym secie.

I w związku z tym wszystkim, zestawy średnio radzą sobie w odsprzedaży, a przynajmniej mają znacznie gorsze wzięcie, niż wzmiankowany Władca Pieścieni. Nie dostajemy bowiem zachęty w postaci dobrze wykonanych konstrukcji czy świetnych figurek. Zamiast tego mamy sety bawialne, nie robiące wrażenia w dzisiejszych czasach. Jedynie nostalgia może tutaj coś zdziałać.

Takie pojazdy były domeną serii, choć miało to swój urok

Pozostaję jednak dobrej myśli wobec nadchodzącej fali zestawów, albowiem można zadbać o lepszy wygląd konstrukcji, a przy okazji pobawić się figurkami antagonistów. Jeśli LEGO® nie będzie szczędzić na nadrukach (chociaż brzmi to odrobinę nierealnie), to ze spokojem wyobrażam sobie masywny ołtarzyk Świątyni Zagłady, wraz z kilkoma wyznawcami. Utopijne marzenie, a może prorocze myślenie? O tym przekonamy się już niebawem, gdy Duńczycy opublikują pierwsze zdjęcia nowych produktów.

REKLAMA:

Skomentuj!

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.