Gościnnie: Władca Pierścieni: seria-fenomen, nawet 10 lat po premierze?
Seria LEGO® poświęcona Władcy Pierścieni to jeden z najbardziej chodliwych towarów na rynku wtórnym. Zestawy osiągają zawrotne ceny, a kupcy nie mają problemu z ich płaceniem, choć mogliby nabyć za te pieniądze znacznie pokaźniejsze sety. W związku z tym, warto pochylić się nad tym fenomenem, jak również nad pytaniem: Czemu ludzie są skłonni wydawać tyle pieniędzy?
Niniejszy tekst jest artykułem gościnnym, zamieszczonym na blogu w ramach programu, w którym Wy również możecie wziąć udział. Tekst został przygotowany przez autora, a następnie zredagowany przez redakcję FanKlocków.pl. Autor otrzymał za niego wynagrodzenie.
Przede wszystkim, zestawy z tej linii były niezwykle dopracowane pod kątem technicznym i teraz, w erze maksymalnego cięcia kosztów, robią jeszcze większe wrażenie. Nie szczędzono nam nadruków na figurkach, gdy był ku temu powód, natomiast konstrukcje składały się ze znacznie mniejszej ilości elementów niż współczesne, a i tak wyglądały świetnie. Wisienką na torcie było częste występowanie unikalnych, dedykowanych figurek dla konkretnych setów.
Żeby nie rzucać słów na wiatr, warto wspomnieć tutaj o Statku Pirackim (79008). Otrzymaliśmy konstrukcję złożoną z 732 elementów, która wygląda na dwa razy więcej, a wraz nią do naszej kolekcji trafiało aż 9 figurek. Choć część występowała również w innych setach (jak np. Aragorn), to sam Król, wraz ze swoim zastępem wojowników, był już ekskluzywny. Teraz takie benefity przy zakupie zestawu średniej wielkości wyglądają jak utopijne marzenie.
Seria była również dobrze przemyślana pod kątem różnorodności – otrzymaliśmy olbrzymią wieżę, ale też ww. statek czy sporo budowli z większym lub mniejszym murem. Ważne było jednak to, iż każdy, niezależnie od swojego budżetu, mógł znaleźć coś dla siebie i miał wówczas gwarancję jakości. Jasne, najlepiej prezentowały się najdroższe sety, ale mniejszym kosztem, bo za zaledwie 60 zł katalogowo, mogliśmy nabyć Przybycie Gandalfa (9469), które nie wyglądało gorzej od swoich seriowych „braci”.
Skoro już wiemy, dlaczego ta seria jest tak lubiana przez fanów, to możemy płynnie przejść do druzgocących cen tychże zestawów na rynku wtórnym. Niewątpliwie, jakość figurek czy konstrukcji bardzo zyskała w oczach klockowych zbieraczy, ale nie jest to jedyny powód tego zjawiska.
W 2013 roku mało kto myślał o inwestowaniu w klocki. Był to czas, kiedy ukazała się m.in. Kanonierka Republiki (75021) czy słynny starwarsowy battle pack, w którym znajdziemy Kapitana Rexa (którego wartość przekracza obecnie trzykrotność wartości samego setu). Udzieliło się to również LOTRowi, albowiem był on kupowany głównie jako prezent dla dziecka (często przez fakt, iż grało ono w grę video albo przepadało za filmami), tudzież dla siebie, a mało kto myślał o trzymaniu go przez lata w szafie. Widać to zarówno po cenach ww. przykładów, jak również po “Władcy”. Niestety, w tamtym czasie debiutowało również Ninjago, tak więc uwaga młodocianych była skupiona na czymś innym…
I tutaj dochodzimy do najciekawszego punktu, gdyż pojawiło się spore grono ludzi, którzy dopiero teraz interesują się klockami. Część ludzi była zwyczajnie za młoda i nie ekscytowało ich powiększanie swoich kolekcji o zastępy orków, a zamiast tego woleli wężonów. Starsi odbiorcy uważali natomiast, iż “klocki są dla dzieci” i oni dawno z nich wyrośli. Ostatnie lata były jednak obfite w powroty ww. osób, w głównej mierze przez pandemię, ale nie tylko.
Co jednak istotne, mało kto widział sens w oczekiwaniu na nowe zestawy z tej linii. LEGO® miało bowiem pewne problemy z Warner Bros., przez co seria zniknęła tak szybko, jak się pojawiła i na kolejne lata słuch o niej zaginął. Brak perspektywy powrotu pchnął fanów do zakupów na rynku wtórnym, bowiem był to jedyny sposób, aby móc nabyć upragnione sety. Skoro był popyt, to cena również musiała pójść do góry.
Teraz na szczęście już wiemy, że seria powróci (tutaj znajdziecie pierwsze zapowiedzi). Trudno jednak stwierdzić, czy obecne podejście firmy do nadruków i oszczędzania na wszystkim, nie przełoży się na jeszcze większą miłość do starych setów, gdyż nowe nie oddadzą blasku poprzedników. Na odpowiedzi przyjdzie nam trochę poczekać, ale – wierząc plotkom – jeden wniosek już możemy wysnuć: póki co, różnorodności nie dostaniemy, albowiem musimy wybierać pomiędzy wydaniem całej wypłaty na jeden zestaw D2C (choć na razie wygląda na to, że jego wydanie było plotką) albo zadowoleniem się jedynie BrickHeadzami, które, jak dobre by nie były, nie będą tymi rewelacyjnie wykonanymi figurkami…
Kaktusiarz
Mam to szczęście, że mniej więcej w tym czasie odrodziło się moje hobby z dzieciństwa i głównym powodem do „powrotu” była właśnie ta seria, której komplet do dzisiaj spoczywa nieodpakowany, czekając na lepsze czasy. 😉