Kosmiczna afera, czyli ile tak naprawdę jest warta sonda Ulysses z LEGO®?
14 kwietnia 2021 klienci oficjalnych sklepów internetowych LEGO® na całym świecie mieli okazję wydać swoje punkty VIP na dość niestandardową nagrodę. Ostatnimi czasy coraz rzadziej zdarza się, by LEGO® wrzuciło do programu fizyczne nagrody, a jeszcze rzadziej, że są to ekskluzywne zestawy. Kiedy więc okazało się, że o 10:00 rano tego dnia będzie można „zawalczyć” o model kosmicznej sondy Ulysses, w półświatku kolekcjonerów zawrzało.
Jak było dalej, większość z Was na pewno wie. Akcja została spieprzona pod kątem technicznym i przez pierwsze 30 minut w sklepie VIP można było zobaczyć nie nową nagrodę, a błąd logowania. Do tego okazało się, że na całą Europę przygotowanych zostało zaledwie około 2800 sztuk produktu, co w prostej linii przełożyło się na fakt zakończenia całej akcji niespełna dwie minuty po jej opóźnionym rozpoczęciu koło 10:30. Tym samym, cała masa ludzi, którzy po prostu chcieli wydać swoje ciężko uciułane punkty na coś, co nie było cyfrową kolorowanką albo – w najlepszym razie – printem na czerpanym papierze, zamiast nagrody otrzymała potężną dawkę frustracji.
Tak naprawdę jednak nie o tym chciałem tutaj pisać.
Opisywany zestaw 6373604 Sonda kosmiczna Ulysses nie przestał bowiem budzić kontrowersji już po zakończeniu całej akcji. W serwisie sprzedażowym eBay momentalnie pojawiły się oferty na ten set, opiewające na kwoty tak – nomen-omen – astronomiczne jak 200 dolarów. Co gorsza, napaleni kolekcjonerzy, którym nie udało się zdobyć zestawu za punkty, faktycznie płacili tę wygórowaną kwotę, byle tylko zdobyć unikalny, ciężko dostępny zestaw. Na Allegro obecnie nie jest zresztą wiele lepiej.
Mi samemu udało się „wyciągnąć” Ulyssesa i nie będę nawet ściemniał, że chciałem go sobie zostawić. Handel popularnymi zestawami LEGO® to dla mnie nie tylko dodatkowy dochód, ale swojego rodzaju hobby, które pozwala mi lepiej poznawać świat jednej z moich ulubionych marek. Jednak kiedy wczoraj rzuciłem Ulyssesa na kilka popularnych grup LEGO-handlowych na Facebooku, momentalnie spotkałem się z murem niezrozumienia. Jak się okazało, według wielu fanów marki próba zarobienia na „zabawkach” to januszowanie, a żądanie ponad 600 zł za „kartonik” z małym, prostym zestawem, to rozbój w biały dzień.
Wyraźnie widać więc, że my – fani LEGO® – dzielimy się na co najmniej dwie kategorie.
Entuzjasta a kolekcjoner – zasadnicza różnica
Linią, która oddziela „oburzonych” ceną Ulyssesa od tych, którzy potraktowali moją ofertę sprzedaży poważnie, jest granica pomiędzy entuzjastą a kolekcjonerem. W Polsce mamy bardzo wielu entuzjastów LEGO®, którzy kupują kolejne, nowe zestawy, a nowości rynkowe odkrywają w katalogach. Rzecz jasna, poziomów entuzjazmu może być sporo, ale – upraszczając – wielu entuzjastów traktuje klocki LEGO® jak „zwykłą” zabawkę, a na grupach siedzi po to, żeby od czasu do czasu wyrwać jakiś fajny samochodzik za 50 zeta.
Jeśli należysz do tej grupy, to – i to bardzo ważne – NIE JEST TO ABSOLUTNIE NIC ZŁEGO.
Każdy angażuje się w dane hobby na tyle, na ile chce, a żaden bardziej zaangażowany fan nie będzie miał do Ciebie pretensji, że nie dostajesz gęsiej skórki, kiedy ktoś szepnie Ci do ucha nazwę „Galidor”.
Z drugiej strony tego zbudowanego z klocków parkietu mamy kolekcjonerów, również o różnych stopniach zaangażowania. Kolekcjonerzy wiedzą o klockach nieco/dużo więcej, interesują się najnowszymi plotkami, a czasem nawet – o zgrozo – wykorzystują swoją wiedzę do tego, aby swoje hobby jakoś zmonetyzować.
Tak naprawdę jedna grupa nijak nie przeszkadza drugiej. Więcej nawet! Hardcore’owi kolekcjonerzy doceniają istnienie umiarkowanych entuzjastów, od których czasem można odkupić zestaw w dobrej cenie czy nabyć przyzwoitego miksa. Z drugiej strony, entuzjasta może dowiedzieć się od kolekcjonera, że jego „stateczek” sprzed 20 lat to 2000 zeta w formie klocków, a to zawsze jest miła wiadomość. Możemy się nawzajem wspierać i żyć w naprawdę udanej symbiozie.
Oczywiście jednak zawsze jest jakieś ALE…
„W życiu bym tyle nie dał”
Problem pojawia się, kiedy mniejsze zaangażowanie „tylko” entuzjastów zaczyna przeradzać się w coś, co nazywam aktywną ignorancją. Bogu ducha winny kolekcjoner wyrzuca na rynek rzadki zestaw, wyceniając go wstępnie według swojej najlepszej wiedzy, po czym…
… zaczyna się.
Nie piszę tego tekstu, żeby płakać komuś w rękaw. Piszę go po to, by uświadomić niektórym, że warto najpierw dokształcić się w minimalnym zakresie, a dopiero potem ferować wyroki odnośnie zdrowia psychicznego innych użytkowników internetu. I bynajmniej nie mówię tu o kwestiach związanych stricte z LEGO®.
Zjawisko kolekcjonerstwa jest stare jak świat i rządzi się własnymi prawami. Od dawien dawna istnieją na świecie ludzie, którzy potrafią przeznaczyć ogromne kwoty na rzeczy, które z perspektywy większości innych ludzi nie mają wielkiej wartości lub wręcz są według nich śmieciami. O ile jednak od dłuższego czasu nie mamy problemów ze zrozumieniem tego faktu w przypadku znaczków pocztowych, przypinek z Hard Rock Cafe czy nawet kolekcjonerskich gier karcianych, o tyle klocki LEGO® wzbudzają tutaj dość niezdrowe emocje.
Jasne – to tylko zabawka. Przypomnę jednak, że specyficzny model dystrybucji LEGO® sprawia, że owa zabawka ewoluuje w czasie i przekształca się razem z otaczającym nas światem. Stare zestawy to nie tylko historia samej marki, ale także element naszego dzieciństwa i masa wspaniałych wspomnień. Dla innych z kolei nowe, kosztowne zestawy to spełnienie marzeń, których nie trzeba już odkładać na później. 30-letniego fana LEGO® stać już na zestaw, o którym za dzieciaka mógł tylko pomarzyć, a jeśli ten zestaw może tylko podrożeć (co ma miejsce w bardzo wielu przypadkach), to nie ma się co dziwić, że sporo osób jest w stanie sypnąć w to hobby poważnym hajsem.
Jeśli jednak TY nie rozumiesz takiego podejścia i nadal uważasz, że LEGO® to zwyczajna zabawka, to… w sumie nie ma problemu:
Po prostu nie komentuj zjadliwie zjawisk, których nie rozumiesz bądź których nie jesteś częścią. No chyba, że faktycznie chcesz je zrozumieć – wtedy każdy zaangażowany fan chętnie posłuży Ci pomocą.
Zapewniam Cię, że skoro ktoś rozpoczyna licytację nowego, niespełna 300-elementowego zestawu od kwoty 600 zł, to najczęściej wie, co robi. Owszem – może być też zwyczajnym debilem, ale w takim przypadku ten fakt szybko wyjdzie na jaw. Wiedz jednak, że absolutnie nikomu nie jest potrzebna informacja, że „ty być tego gówna nie wziął nawet za 50 zeta” albo że „W Biedronce ten zestaw jest za 60 zł”. Pierwsze to klasyczne gadanie dla samego gadania, a drugie to zwyczajna bzdura. Już sam nie wiem, co gorsze.
Wróćmy do Ulyssesa
Kończąc ten przydługi wywód odniosę się do tej nieszczęsnej sondy kosmicznej i od razu odpowiem na pytanie z tytułu.
Przede wszystkim: tak, większość kolekcjonerów zdaje sobie sprawę, że ten zestaw to szajs, który nie jest wart „wołanych” za niego pieniędzy. To jednak nie ma znaczenia, bowiem o jego wartości nie stanowi zawartość pudełka, a sam fakt tego, ze set jest rzadki. Tylko tyle i aż tyle.
Jeśli Ci to przeszkadza, to polecam nadrobienie zaległości z podstawowych zagadnień socjologii oraz praw rynku. Ich znajomość szybko wskaże Ci to, że…
6373604 Sonda kosmiczna Ulysses jest warta dokładnie tyle, za ile da się ją sprzedać i – nawet jeśli będzie to 1000 zł – to Twój brak zrozumienia tej sytuacji nie zmieni tego faktu.
Nie ma tu znaczenia „gównianość” zestawu, prostota jego konstrukcji czy typ pudełka, w które jest zapakowany. Kolekcjonerzy uważają ten set za atrakcyjny i tak już po prostu będzie. I tak, oznacza to, że Ty również musisz dać za ten model kupę kasy, ale tak właśnie działa rynek i psioczenie na ten fakt nie sprawi, że Ulysses nagle stanieje.
Jeśli chcesz go mieć w swojej kolekcji, a nie chcesz płacić, to od kilku dni na wielu stronach dostępne są już skany instrukcji do tego zestawu, podobnie jak wzór naklejki do wydrukowania (a w tym miejscu jest nawet instrukcja zbudowania alternatywnej, znacznie ładniejszej wersji). I ponownie – łatwość jego zbudowania z ogólnodostępnych części też nie ma nic do rzeczy, jeśli rozmawiamy o jego cenie…
Z tego względu bardzo Cię proszę: jeśli czegoś nie rozumiesz – nie hejtuj. Wyraź zdziwienie, poproś o wytłumaczenie albo zapytaj, o co chodzi z danym setem. Ale nie pisz, że sprzedawca chyba spadł z konia głową w dół, bo na oko ten zestaw wart jest co najwyżej czteropak Warki Strong. Takim gadaniem wystawiasz sobie jak najgorsze świadectwo wśród jednej z najfajniejszych sieciowych społeczności na świecie.
I – żeby nie było – ja swojego Ulyssesa sprzedałem za 510 zł i jestem z tej kwoty zadowolony. Osobiście też uważam, ze nawet niewielka ilość tego setu na rynku nie usprawiedliwiłoby ceny nawet na poziomie 250 zł, ale ja też muszę ugiąć kolan przez zasadami panującymi w kolekcjonerskim „biznesie”… choć w tym przypadku nie musiałem się długo zastanawiać.
PODOBAŁ CI SIĘ TEN MATERIAŁ?
Jeśli tak, to możesz wspomóc rozwój naszej strony poprzez dobrowolną wpłatę w serwisie Patronite:Jeśli nie chcesz wspierać nas stale, możesz również postawić nam kawę na Suppi!
Bazyl
Dzisiaj ten zestaw poszedł na aukcji w Holandii za 340 Euro.
Brewa
Masz jakiś link? Bo nie chce mi się wierzyć. Takie ceny osiągają w tak krótkim czasie tylko sety z LEGO Inside Tours czy pracownicze – a te są znacznie większe.
Zeke
To ten sam, po przygiętym rogu poznaję, teraz cena 335zł, obstawiam cenę między 500 a 600zł.
Zeke
Teraz widzę że ktoś zakończył przed czasem, bo tylko ja jeden obserwowałem, nie było zainteresowania i nie chciał ryzykować .
Brewa
Nie no – widzę, że leci dalej: https://allegro.pl/oferta/lego-6373604-nasa-ulysses-space-probe-5006744-10634141158
Zeke
Największymi januszami są ci co najbardziej bóldupują z tego powodu że ,,temuchamu,, się udało go dostać, ,,amienie,, i chce na mnie zarobić, nieuczciwie. Szkoda gadać, sprawdziłem a allegro, jest jedna licytacja od 1 zł. Zobaczymy za ile pójdzie, oprócz tego, ceny od 649 – 899zł, a za rok ceny będą jeszcze ciekawsze….
Brewa
O, nie widziałem tej licytacji. No ciekawe, aż dodam do obserwowanych :).
afol z stażem
w sumie to zgadzam się, ale…
dziwi mnie postawienie kolekcjonerów nad entuzjastami.
jestem przekonany że w Polsce jest na pewno jakaś ilość kolekcjonerów lego pełną gębą – nie znam żadnego ale to pewnie dlatego że prawdziwy kolekcjoner nie pyta na fejsach co teraz kupić albo czy coś tam będzie tańsze czy droższe.
oni po prostu robią swoje i są w stanie dać każdą kasę za to na czym im zależy.
znam natomiast mnóstwo entuzjastów pełną gębą – i na potwierdzenie mojej tezy – żadnego z nich nie widuje na fejsie.
oni też robią swoje, zrzeszeni w LUGach, aktywni na swoich forach/grupach – nie zamkniętych hermetycznie, ale generalnie są niestrawni dla mas z fejsa.
ich wiedza na temat lego (każdego z nich pojedynczo) przewyższa nierzadko całą zsumowaną wiedzę członków grup typu „maniacy lego” na fejsie. nie zadają idiotycznych pytań „skąd ten klocek?” (bo da się to samemu znaleźć), nie pytają ile coś jest warte bo to po prostu wiedzą.
w mojej ocenie JEDYNA różnica pomiędzy entuzjastą a kolekcjonerem (obaj prawdziwi) to tylko i wyłącznie sposób w jaki dysponują środkami na lego (poza oczywiście celem w jakim zakupują klocki) – wiedzą dysponują taką samą, zorientowaną w szczegółach na swoje hobby
tak jestem entuzjastą.
tak śmieszy mnie cały hype z okazji ulisesa
nie, w życiu nie dałbym za to takiej kwoty (bo jestem entuzjastą) – pomimo iż na klocki wydałem od czasu wyjścia z dark age kwotę zbliżającą się mocno do kwoty siedmocyfrowej (a to i tak NIC przy tym co wydali inni entuzjaści których znam).
pozdrawiam
Brewa
Powiedzmy, że rozróżnienie jest upraszczające, bo głównie chodziło mi o nakreślenie granicy pomiędzy ludźmi „lubiącymi” klocki casualowo, a tymi, którzy po prostu dobrze się „orientują”. „Kolekcjoner” to termin szeroki, bo obaj zapewne dobrze wiemy, że są w tym półświatku ludzie, którzy kupili w życiu może z 10 zestawów, a całą (niamałą) resztę kasy wydali na Bricklinku na konkretne części. Z drugiej strony mamy też „entuzjastów”, którzy po prostu kupują wszystko jak leci, do MOCków się nie dotykają i po prostu zastawiają całe pokoje klockami, bez głębszego wchodzenia w temat. Ale na pewnym podstawowym poziomie chodzi mi o różnice pomiędzy „zaangażowanymi”, a „niezaangażowanymi”.